Przepisane z: Wiącek U. , Wiącek A. , Opowieści o Lubinie. Legnica 1985
Był kiedyś kopidoł pewien wśród złotoryjców mikołajewskich pod Legnicą, na którego Żem wołano, mimo, że jako niewolnego, zaraz po przywiezieniu go z Prus, ochrzczono i zaraz po chrzcie nadano mu imię św. Gotfryda.
Do samej śmieci ów Żem nie nauczył się mówić po polsku i tylko mowy pomorskich Prusów używał oraz swoje, pruskie, pogańskie pieśni śpiewał. Po polsku umiał tylko dwa słowa:
– Prus, ja! – mówił dumnie i wskazywał na swoją pierś w której jego pruskie serce biło z tęsknoty za ojczystymi stronami. Na starość gdy z niewolnego stał się już wolnym i w Legnicy na podgrodziu osiadł, nazywano go Prusja, a z czasem Pruzia wołano, a także na syna i jego trzech wnuków, z których jeden został ołtarzystą przy kościele św. Piotra i Pawła. Syn owego ołtarzysty otrzymał na chrzcie imię Mikołaj , ale przyzwyczajono się do niego wołać Niko.
Któregoś dnia właśnie ten Niko natknął się na kanonika legnickiego i tak się duchownemu panu spodobał, że ten do posług go wziął i nie tylko skórznie nowe mu kupił oraz obleczenie chędogie, ale również abecadła nauczył go tak dobrze, że chłopak i litery poszczególne składać potrafił i czytać jak wielebny pan kanonik, a nawet gęsim piórem w inkauście maczanym potrafił władać i pergaminy przeróżne przepisywać. Początkowo przerysowywał tylko łacińskie słowa na polecenie kanonika nie rozumiejąc ich wcale, ale później, gdy już łaciny się nauczył, potrafił mądre księgi łacińskie zrozumieć, a nawet notatki robił samodzielne w annałach kościelnych przy kanonii legnickiej.
W trzydziestym roku życia został Niko skrybą księcia lubińsko-brzeskiego Ludwika, syna Henryka Hojnego. Ten książę bowiem wszystkich mieszczan w piśmie uczonych koło siebie gromadził, a nawet pierwszą szkołę w Lubinie założył, którą Niro kierował i w której bakałarzem był aż do czasu, gdy widzenie miał podczas mszy w kościele parafialnym. Klęczał wtedy przed ołtarzem św. Jadwigi z Trzebnicy i nagle dostrzegł, że postać jej, trzymająca na lewym przedramieniu model lubińskiego kościoła, spłynęła ku niemu z obrazu, a potem dotknęła ramienia jego dłonią i rzekła:
– sto lat nie minęło Mikołaju odkąd zakończyłam bogobojne swe życie, podczas którego byłam szafarką cudów i łask bożych. Wkrótce minie 100 lat od czasu, kiedy papież Klemens raczył wynieść moją skromną osobę na piedestał świętej i otoczył ją aureolą świętości. Ludność dolnośląska, którą uczyłam miłości Boga Najwyższego, zachowała od tego czas mnie i moje czyny w swej pamięci oraz oddaje należytą cześć jako świętej. Jednak wiem, że wszystko przemija i czas przynosi zapomnienie. Dlatego Ciebie Mikołaju wyznaczam spośród grona mądrych ludzi lubińskiego księstwa. Polecam tobie byś usunął się od spraw życia doczesnego i zajął się spisaniem moich czynów, aby potomni, którzy po dolnośląskiej ziemi kiedykolwiek będą stąpać, je wspominali i naśladowali.
Przymknął oczy pisarz na widok blasku jakim zalśniła postać świętej, stojącej tuż przy nim, a gdy otworzył je, stwierdził, że św. Jadwiga już zdążyła się umiejscowić w obrazie na ołtarzu, a jej twarz otoczona świetlną aureolą skierowana była w jego stronę, przy czym oczy wymownie potwierdzały , że widzenie jakie miał przed chwilą, nie było sennym widziadłem, lecz prawdziwym wydarzeniem.
Udał się więc natychmiast Niko do księcia Ludwika i opowiedział mu wszystko o swoim widzeniu a ten zaraz zadecydował, że woli jego świętej krewniaczki nie należy się sprzeciwiać. Nie tylko zwolnił swego pisarza od obowiązków bakałarza w szkole i wyznaczył następcę na jego miejsce, lecz wydał nawet polecenie, by spełnił wszystko co nakazała mu św. Jadwiga.
Niko zmartwił się, bo nie wiedział jak ma postąpić by zadowolić świętą krewną swego księcia-pana i dlatego codziennie zachodził do kościoła gdzie przed ołtarzem św. Jadwigi godziny całe spędzał na modlitwach, prosząc o objaśnienie jak spełnić jej wolę. Doczekał się odpowiedzi. Któregoś dnia św. Jadwiga raczyła otworzyć swe usta nie schodząc z obrazu i poleciła by opisał cały jej żywot z bogobojnymi czynami i cudami przez Boga jej rękami spowodowanymi.
–będę pomagać Ci Mikołaju – zapewniała go – przez aniołów z nieba przekaże Ci wszystkie szczegóły swojego życia, bo ludzie którzy je widzieli nie żyją już, a ty swym piórem opiszesz, by na pergaminie przetrwały dla potomnych aż do końca świata.
Tego samego dnia jeszcze zamknął się Niko w jednej z komnat lubińskiego zamku i rozpoczął pisanie. Przy świetle płonącej dniem i nocą świecy, , na szeleszczącym, żółtawym pergaminie, układał obok siebie równo pionowo litery gotyckie łacińskiego alfabetu. Nie przerywał pracy ani na chwilę, a stał obok niego anioł przysłany przez św. Jadwigę z nieba, który ręką jego wodził przy układaniu łacińskich słów, chwaląc czyny świętej małżonki dolnośląskiego księcia Brodatego. Nie kładł się ani razu by odpocząć, ani też nie przyjmował żadnych posiłków. Nie odczuwał bowiem ani głodu, ani zmęczenia, a dorywał się od pracy tylko na te momenty, gdy w jego komnacie zjawiał się inny anioł, o twarzy podobnej do twarzy św. Łukasza-ewangelisty, który wyjmował mu pióro gęsie z dłoni i zajmując bez słowa jego miejsce przy pulpicie pisarskim malował na kartach pergaminu malutkie obrazki ze scenami z życia św. Jadwigi, lub gdy ona sama przybywała osobiście sprawdzić to, co już zostało zanotowane.
Ponad dwa lata spędził Niko w swojej komnatce w lubińskim zamku. Nikt mu tej pracy nie przerywał, ani nikt w niej nie przeszkadzał, chociaż dziwiło ludzi niezmiernie jego postępowanie i za cud uznawali fakt, że nie zmarł z głodu.
Któregoś dnia jednak zakończył swe pisanie, odłożył gęsie pióro i przeczytał od początku do końca to co stworzył. Były tam opisy umartwień praktykowanych przez dolnośląską świętą, biczowań i postów, którymi starała się zmusić swoje ciało do posłuszeństwa i uległości duchowi. Był opis jej łagodności dla bliźnich oraz to co uczyniła dla niesienia ulgi w ich niedoli. Potem oglądał rysunki wykonane w tekście i dziwił się, że ludzie, namalowani na nich dłonią anioła, odziani byli w odmienną odzież niż ta, jaka była noszona obecnie oraz używali innych przedmiotów i narzędzi niż jemu znane.
Tego samego dnia jeszcze odniósł swoje dzieło księciu Ludwikowi, chcąc wyjaśnić iż nie jest to jego praca, lecz książka napisana jego ręką z pomocą aniołów przysłanych z niebios. Nie było jednak księcia w zamku i dlatego Niko zostawił zapisane pergaminy w komnacie książęcej, po czym udał się do kaplicy zamkowej by podziękować Bogu i św. Jadwidze za umożliwienie mu zakończenia tego ogromnego dzieła. Gdy jednak tylko ukląkł na kamiennej posadzce kaplicy dostrzegł stojącą obok siebie świętą krewniaczkę swego księcia-pana, a przy niej dwóch znanych mu aniołów, którzy przylatywali by dopomóc mu w pracy.
– pójdź ze mną Mikołaju– wydała mu cichym szeptem polecenie św. Jadwiga i ręką ujęła jego dłoń w swoją. – odejdź z tego padołu płaczu, bo spełniłeś to, co było nakazane wolą Boga. Oboje opuścili bezszelestnie wnętrze kaplicy zamkowej unosząc się w stronę wąskiego okna, a tylko ołtarzy sta zamkowy znalazł wieczorem zwłoki pisarza książęcego leżące na posadzce przed głównym ołtarzem.
Święta Jadwiga Śląska, nazywana również Jadwigą Trzebnicką, była córką Berthodta IV (III) von Andechs, margrafa Meranu, hrabiego Tyrolu, księcia Karyntii i Istrii. Urodzona ok. 1178 roku, w dwunastym roku życia została żoną dolnośląskiego księcia Henryka Brodatego. Po urodzeniu trzech synów i trzech córek złożyła śluby czystości i została Ksenią klasztoru cystersek w Trzebnicy, który zbudowała wraz z kościołem św. Bartłomieja w latach 1202-1219. Zmarła 15.10.1243. Pochowano ją w Trzebnicy. 26.03.1267 została kanonizowana przez Papieża Klemensa IV w Viterbo, a rok później (17.03.1268)odbyły się uroczystości kanonizacyjne w Trzebnicy.
Postać Mikołaja Pruzi, pisarza książęcego, jest postacią historyczną, jak też faktem historycznym jest napisanie przez niego w lubińskim zamku „Legendy Świętej Jadwigi” Jemu przypisuje się również wykonanie w oryginale 61 miniaturowych ilustracji do tego dzieła. Istnienie wspomnianej w opowieści szkoły lubińskiej można udowodnić od 1358 roku, chociaż nie możemy wykluczyć, że działała też przed tą datą. Była ona kierowana przez kapelan zamkowego o imieniu Jan.
Lata 1348-1369 były dla Lubina okresem rozbudowy. W tym czasie wspomniany w opowieści książę Ludwik I buduje obronne mury miasta oraz kaplicę zamkową, które przetrwały w Lubinie do dnia dzisiejszego.